Któż o Łysej Górze nie słyszał? Tejże samej, na której Łada, Bodo i Leli cześć odbierali, gdzie zamek obronny obok pogańskiej bożnicy stał, a który pomstą boską rozpadł się na wielkie gromady kamieni. Legendy wspomną także żonę polskiego księcia Mieszka – Dobrawę, która przybywszy do Polski przeprowadziła kraj na łono kościoła. Ona również w 966 roku – w miejscu pogańskiej świątyni – na Łysej Górze kościół kazała wystawić i pierwszych benedyktynów sprowadzić.
Góra bogów, góra naszych praojców – szeptał lud przed wiekami mając wciąż w pamięci władczynię dzikich zwierząt- Pannę Dziewannę ale i gigantów, którzy się jej wysługiwali.
Święta góra i święty bór – powiadali ludzie, bo i bali się drzew srogich zwartym ostępem stojących i wyniosłych. Drżeli przed omszałym rumowiem, który zwietrzały kwarcyt górski wytwarza – tak ładnie o gołoborzu pisał piewca świętokrzyskiej krainy Stefan Żeromski. Długo jeszcze – po przyjęciu nowej wiary – ludzie wierzyli, że zły hasa tymi leśnymi drogami, a czarownice latają na szczyt Łyśca i Łysicy po tajemnicze zioła.
O pogańskich początkach Łyśca, Łysej Góry czy też Świętego Krzyża ma świadczyć tradycja jarmarków organizowanych na święto Stado – późniejsze Zielone Świątki. Odbywały się one pod murami klasztoru do XV wieku i dopiero dokument z 1468 roku – wydany przez króla Kazimierza Jagiellończyka, na prośbę opata Michała z Kleparza, przeniósł jarmarczne i nieco gorszące zabawy do Nowej Słupi. Namacalnym dowodem na słowiańską przeszłość wzniesienia ma być także wał kultowy, który odgradzał miejsce święte od świata zewnętrznego.
W tym dzikim nieco krajobrazie nieprzebranych kniei, dzikich ustroni, wśród wichrów rozhulanych pomiędzy łysogórskimi szczytami w roku 1006 zjawił się królewicz węgierski Emeryk, bardzo nabożny i we wszystkich cnotach swego ojca naśladujący. Długo szedł korzenistą i piaszczystą drogą, niosąc ze czcią pięć ułamków Krzyża Świętego wprawionych w złoto, by w kapliczce wystawionej przez Dobrawę Chrystusowe drzazgi zostawić. Współcześnie – w czasie najważniejszych uroczystości na Świętym Krzyżu – święte cząstki są wystawiane w najstarszym relikwiarzu fundacji benedyktynów – to złoty, bogato zdobiony krzyż patriarchalny ufundowany przez Bogusława Radoszewskiego (opata w latach 1608-1633). Krzyż ten (relikwiarz) umieszczony jest wyjątkowej monstrancji – w kształcie słońca – ufundowanej przez Stanisława Sierakowskiego (opata w latach 1636-1662).
Przywołujemy legendy, bo ciężko mówić o początkach chrześcijańskiego sacrum na Łysej Górze nie znając dokładnej daty jego fundacji – historycy wskazują na inicjatywę księcia Bolesława Krzywoustego oraz komesa Wojsława i lata 1125 a 1138 r. Inną podają też genezę przybycia tu relikwii Drzewa Krzyża Świętego – wspominają o ofiarowaniu ich opactwu benedyktyńskiemu w roku ok. 1306 przez Władysława Łokietka – wówczas jeszcze księcia, który miał je sprowadzić z Węgier. Tam zaś trafiły z Rzymu jako dar dla króla apostolskiego – Stefana.
A skąd zatem wzięły się w Rzymie? Przywołajmy więc postać cesarzowej rzymskiej Heleny, która w 326 roku odnalazła na Golgocie krzyż, na którym umarł Chrystus. Pojawienie się relikwii w kościele na Łysej Górze wyniosło to miejsce do rangi sanktuarium i najważniejszego wówczas polskiego sacrum, którego pierwszymi gospodarzami byli czarni mnisi – benedyktyni. Przybyli do krainy, której symbolem jest jeleń by działać krzyżem, księgą i pługiem – stworzyli tu skryptorium, bibliotekę i aptekę.
Szczyt rozwoju opactwa przypadł na czasy Jagiellonów, król Władysław pielgrzymował tu wielokrotnie – na pewno przed starciem z Krzyżakami pod Grunwaldem, gdy przed relikwiami prosił o zwycięstwo. Tu też miał swojego spowiednika Mikołaja Drozdka zwanego Mniszkiem.
Nie uniknęło to święte miejsce najazdów. W XIII i XVII wieku zjawiają się tu Tatarzy, w XIV wieku relikwie Drzewa Krzyża ukradną Litwini, którzy jednak – jak podaje legenda – zwracają je, gdy zaraza zdziesiątkuje ich obóz. W 1655 rozgoszczą się tu Szwedzi, a ich „wizyta” potrwa trzy lata, wrócą tu później jeszcze podczas wojny północnej. Niedługo później klasztor złupią wojska saskie.
Święty Krzyż zapisze się również w historii powstań – we wrześniu 1831 roku przybył tu książę Adam Czartoryski. Tuż przed udaniem się na emigrację, z wieży kościelnej wzniósł prośby do Boga za ginącą ojczyznę. Przed Powstaniem Styczniowym – w latach 1861 i 1862 na manifestacjach patriotyczno religijnych zjawiło się łącznie około 80 tysięcy osób. A skoro mowa o tymże powstaniu, to 11 stycznia 1863 roku – u podnóża góry odbyła sie bitwa oddziałów powstańczych płk. Mariana Langiewicza z oddziałami rosyjskimi płk. Ksawerego Czengierego.
Historia tego miejsca to także kasata klasztoru na Łysej Górze, do której doszło w 1819 roku. Cały majątek przeszedł wówczas na własność skarbu państwa, a relikwie Drzewa Krzyża Świętego zostały przeniesione do Nowej Słupi, W połowie XIX wieku w zabudowaniach klasztornych utworzony został dom pokuty dla duchownych odbywających karę kościelną – w 1863 roku księża demeryci przyłączą się do oddziału powstańczego Mariana Langiewicza, który kwaterował w łysogórskim klasztorze.
W klasztornych zabudowaniach mieściło się również więzienie carskie, a w okresie międzywojennym więzienie ciężkie, karę odbywali tu przyszły pisarz Sergiusz Piasecki i ukraiński nacjonalista Stiepan Bandera. W 1939 roku – pod naporem wojsk hitlerowskich – więzienie zostało zlikwidowane.
Jeszcze przed wybuchem II wojny światowej zlikwidowano niemiecką sieć szpiegowską z ośrodkiem w Wolnym Mieście Gdańsku – szefa grupy, Romana Wicherka, wykradziono z Gdańska i wraz z jego agentami osadzono właśnie na Świętym Krzyżu. W obliczu wkraczającej armii niemieckiej, we wrześniu 1939 roku część więźniów ewakuowano – 5 września okazało się, że ktoś jednak pozostał, w magazynie żywnościowym znaleziono zastrzelonych 18 osób. Byli to szpiedzy niemieccy – ich ciała zakonnicy pochowali na cmentarzu więziennym. Dwa lata później Niemcy zorganizowali na Świętym Krzyżu obóz zagłady dla jeńców radzieckich, którzy ratując się przed śmiercią głodową uciekli się do aktów kanibalizmu. Obóz zlikwidowano w 1942 roku.
Od 1936 roku opiekę nad sanktuarium sprawują Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej. Dziś – tu, gdzie dla potrójnego biesa bluźniono, Bóg Trójjedyny chwałę wieczystą odbiera.
…
O wizycie króla Władysława Jagiełły na Świętym Krzyżu opowiada jeden z Podcastów gwarą godanych napisanych przez Anetę Marciniak – przewodniczkę świętokrzyską. Przeczytajcie tę historię:
O Jagielle...
Nos król Jagieło porę razy bel i chodzieł piechotom ze Słupu na Łysom Góre, i bez to ta ścisko po dziś dzień nazywo się Drogom Krolewskom. Mówio, ze nie ino królewskimi butami, ale łzami, modlitwom i nadziejom udeptano ten ślak. Godajo, że jak mioł jechać bić sie z Krzyżokami, to tu, u podnóży Świntych Gór, przyseł, coby Boga o pomoc prosić. Na Łysy Górze pad na kolana, głowę chylił, a z ust mu płynęły słowa goronce, jako ten ognik w kaplicy. Prosił nie o złoto, jeno o siłe i zwycienstwo sprawiedliwe. A jak juz Krzyżoków pokonał, to nie pojechoł do
miasta na hulanki, jeno zmiarkowoł, coby się mnichom pokłonic i klastorowi za modły wywdziencyć. Boć to one we dnie i w nocy za króla Boga prosieli.
Dosedł z wojami swymi do rzyki, co ją Kaminom zowią, i skond na Świnty Krzyż ino pół dnia drogi. Tam, gdzie się rzyka krenci, drzewa śpiewajom, a wiater niesie wonie żywicy i paproci, zarzondził popas. Nakazoł tedy wojom, coby się opluskać w rzyce, wycesać i łostrzyc zbójeckie brody. Ponoć niejeden woj nazekoł, bo lubił swoją dzikość i pchły w zaroście, ale jak król kaze – robić trza. Po tem myciu cało rzyka ściemniała, a miast rybów ino kłaki po ni pływoły.
Łokolica, co popas beł, bardzo się wsyćkim widziała. Trawa wysoka, woda cysta… I tak kielku z wojów zechciało tu nawet łostać na zawse.
Jeden rycerzyk, co go słonko przygrzoło, zdrzemnął się i zachrapoł nicem niedźwiedź. Idzie jedno tako i nagle widzi, ze clek lezy i mrucy to i una legła i nus go koniuskiem warkoca laskotac w ucho. Przebudziel sie i kiej się dogodali założyli swoją siedzibe. A ze radzi siebie wielce byli to jom Radkowice nazwali.
Po ukochanych wojów cały dwór beł wyleg. Na czele z królowom, co na spotkanie dam z wojami wiodła. Zatzymoły się baby wprzódy przy Świntej Katarzynie, coby się modnie wyszykować – bo śły nie ino do ludzi ale i do Boga. A kiedy do spotkania doszło na Świntym Krzyzu, to nimata ludzie głowy, ile tu uciechy beło. Ile boćkania i łzów radości. Do biolego rana słychać beło głosy uciechy – bo woje nie tylko bić się mieczem w polu umieli ale i siarcyscie kochoć.
A cizbo do kościoła wległa wielgachno, a jesce wincy ludzi stojalo wedle klastora. Minisiwo, miód i wino jodło i piło jako dar od króla.
Do dziś, jak wiater zawieje od Świntego Krzyża, to niekiedy zdaje sie, że echo niesie słowa: – Długo nos tu nie było, królu…
https://youtu.be/DD3uYG03kTg