Park Miniatur Krajno
Dawno, dawno temu, kiedy puszcze Gór Świętokrzyskich były gęstsze, a ludzie bardziej wierzyli w to, czego nie widać, Łysica – najwyższy szczyt tego pasma – uchodziła za miejsce niezwykłe. Nie tylko ze względu na piękno lasów i kamieniste gołoborza, lecz z powodu tajemniczych zjawisk, które rozgrywały się tu nocą.
Mówiono, że w szczególne noce, zwłaszcza podczas pełni księżyca, z całej Polski, a nawet z dalszych krain, zlatywały się tu czarownice. Przemierzały niebo na miotłach, kijach od pieców, a czasem nawet na wielkich czarnych kotach. Nadciągały wśród wichrów, błysków i śmiechów niosących się echem po dolinach.
Na samym szczycie Łysicy, wokół wielkiego głazu zwanego Tronem Czarownic, zbierały się na sabat. Tam siadała ich najstarsza i najmądrzejsza – Baba Jagoda – czarownica stara jak dęby świętokrzyskie, o oczach błyszczących jak nocne niebo. Przewodniczyła obrzędom, podczas których warzono magiczne wywary, przepowiadano przyszłość i rozwiązywano problemy mieszkańców okolicznych wsi.
Bo choć czarownice kojarzono z siłami ciemności, te z Łysicy nie były złe. Znały się na ziołach, ratowały chorych, pomagały zakochanym, odczarowywały uroki i dawały dobre rady tym, którzy ich nie skrzywdzili. Ludzie przychodzili do nich potajemnie, zostawiając w lesie kosze z darami: chleb, mleko, miód i srebrne pierścionki. W zamian czarownice szeptały zaklęcia, które leczyły dusze i ciała.
Ale był też sabat raz w roku – w noc przesilenia letniego – kiedy czarownice tańczyły do rana, świętując moc natury. Wtedy, jak głosi legenda, ogień z ich ogniska widoczny był aż z Kielc, a niebo rozjaśniały błyskawice, choć żadna burza się nie zbliżała. Tańce wokół ognia były tak gwałtowne, że ziemia drżała, a pobliskie drzewa wyginały się, jakby tańczyły razem z nimi.
Czasami tylko bicie dzwonów z kościoła Świętej Katarzyny pod Łysicą zakłócały ich spokój, bowiem dźwięk świętego dzwonu ma moc odczyniania czarów. Pewnego razu przestraszone w popłochu rzuciły się do ucieczki, a jedna z nich – młoda i nierozważna – upuściła worek pełen magicznych kamieni. Rozsypały się one po stokach góry, tworząc skalne rumowisko, które dziś nazywamy gołoborzem.
Od tamtej pory sabaty na Łysicy stawały się coraz rzadsze. Czarownice schodziły się tylko w najcichsze noce, by nie zakłócać spokoju, jaki przyniósł dźwięk klasztornych dzwonów. A jednak mówi się, że jeśli w noc świętojańską położysz się na kamieniach Łysicy i zamkniesz oczy, możesz usłyszeć cichy śmiech wiedźm i szelest ich spódnic tańczących w kręgu niewidzialnego ognia.
Legenda o czarownicach z Łysicy sięga zamierzchłych czasów Gór Świętokrzyskich i stanowi próbę wyjaśnienia dawnych zjawisk przyrodniczych i historycznych. Zloty czarownic na Łysej Górze i Łysicy to najprawdopodobniej echo działalności starożytnych hutników, którzy na przełomie starej i nowej ery wytapiali tu żelazo w piecach zwanych dymarkami. Dla ówczesnych ludzi zdolność przemiany kamienia (rudy żelaza) w użyteczny metal wydawała się magiczna, co zrodziło opowieści o czarach i tajemniczych siłach.
Bardzo prawdopodobnym wydaje się, że sam szczyt Łysej Góry mógł być także miejscem pogańskich obrzędów. Naukowcy przypuszczają, że oddawano tam cześć pradawnym bóstwom takim jak Kastor i Polluks, Perun czy celtycki Goibniu – bóg ognia, metalu i rzemiosła. W czasach braku wiedzy geologicznej, powstanie olbrzymich przestrzeni skalnych nieporośniętych lasem – Gołoborzy – tłumaczono ingerencją sił nadprzyrodzonych. Sama nazwa Gołoborze tłumaczy miejsce gołe od boru, nieporośnięte lasem.
Dziś wiadomo, że te rumowiska skalne powstały na skutek skomplikowanych procesów geologicznych zachodzących przez tysiące lat. Dawne legendy były jednak ważnym sposobem tłumaczenia niezrozumiałych zjawisk. Ich przesłaniem była często symboliczna walka dobra ze złem i tryumf chrześcijaństwa nad dawnymi, pogańskimi wierzeniami zakorzenionymi na Łysej Górze.



